środa, 1 października 2025

Szepty - Parapluie

Zamknięty w pawlaczu daleki jestem zimie. Kurz kołysze me skrzydło nietoperza - stygnę. Nie tak dawno w pogoni za tęczą łzy chwytałem garściami. Nie tak dawno gnany zazdrosnym spojrzeniem unosiłem deszczowych kochanków. T. styczeń 2014

wtorek, 16 września 2025

Wszystko

 Chciałem mieć wszystko,
ale wszystko nie mieściło się
w dłoniach,
w oczach,
w jednym życiu.

Wszystko
to zawsze za dużo
i zawsze za mało.

Teraz wiem,
że Wszystko
to tylko inne imię
dla chwili,
którą trzymam
i która zaraz minie.

T.
nie pamiętam kiedy



w moim wszystko

mieści się świat ukryty

w twoich oczach

w czas burz

rozbiegane oczy i ręce

w moim wszystko

jest nieczekanie

na niewiadomomoco

chodzące mi po głowie


K.
2025

sobota, 13 września 2025

Poranek

Taki senny jestem, 
jakby nocy nie było 
Sam nie wiem 
czy coś mi się śniło? 

Chce mi się oczy zamknąć 
bez słowa, 
westchnienia,
powieki,
jak kotary zaciągnąć 
i wrócić w sen
aż do nasycenia 

To nie lenistwo -
to snów pragnienie 

Ciii -
słowami poduszkę gnieciesz 
Przytul się, jeszcze 
na mgnienie. 

 T. 
2015

niedziela, 7 września 2025

Memento mori

Miłość nie umiera od razu
najpierw lekceważąco macha ręką,
jakby zbywała natręta.
Rozgląda się –
tu i tam otwiera okna.
Mówi:
– Potrzebuję świeżego powietrza.

Potem zaczyna się dusić,
zanosi kaszlem,
wbija głowę w poduszkę.
Marzy,
że kiedyś poczuje się lepiej.

Wreszcie
zamknięta w najodleglejszym pokoju
udaje, że to ciche miejsce
jest także bezpieczne.

Słabnie.
Już nawet nie kaszle.

Skulona przy ścianie
rozpamiętuje przeszłość
uśmiecha się blado,
a potem wzdycha –
po raz ostatni.

T.
2025


Ja już tu byłam
miałam czerwoną sukienkę
usta nabrzmiałe
twoim imieniem
Ja cię rodziłam
miedzy wierszami
szukałam klucza
do mego zagubienia
A potem przyszedł sierpień
spadły gwiazdy
i skończył się świat
Szukam go na ostatnim oddechu
szepczę kocham
muszę już iść
stukot obcasów do dziś opowiada
rozstanie które zagrałam.

K.
2025

wtorek, 2 września 2025

(jestem...)

jestem
taka codzienna
z włosami rozkrzyczanymi szronem
starannie wklepuję kolejne popołudnie
między kartki wkładam
nie swoje słowa
jak małe szpileczki żalu
że to nie ja
że to nie moje
poezja broni się sama


poniedziałek, 1 września 2025

Ogłoszenie

Zgubiłam pogodę
uczciwego znalazcę proszę o odprowadzenie na klonową
gdyby się wyrywała należy jej powiedzieć
że sukienka schowała się głęboko w szafie
i nie chce wyjść

K.
2025

Nie puszczę jej
ubrała mnie
w krótkie spodenki
po plaży prowadza
szepcząc gorące zaklęcia.

Moja ci ona
moja powiadam!

T.
kilka dni później 

sobota, 30 sierpnia 2025

Jesień


Chodź,
schowaj się pod kocem
z minionego lata.
Popatrz!
Wieczór płonie za oknem,
topi porcelanę wspomnień.
Chcesz,
zaparzę herbaty
z myśli na teraz?
Będziemy patrzeć,
jak przecieka zachód,
trzymając w dłoniach
słowami gorące
szklanki. 
 
T.
2015 

środa, 27 sierpnia 2025

Parasol

 – Proszę pani, proszę pani! Zostawiła pani parasol – mała szczerbata dziewczynka wyciągała w jej stronę czerwony parasol.
Uśmiechnęła się blado w niemym podziękowaniu. Dziewczynka w podskokach oddaliła się w stronę ławki, na której miał zostać nie tylko parasol.
Widocznie jeszcze nie czas – szepnęła do siebie.
Deszcz kapał jej za kołnierz.
————————————————-
– Zobacz, jaki jest ogromny! – jego oczy śmiały się do niej – weźmy ten!
Śmiało zmieścimy się pod nim oboje – przekonywał z tym swoim zawadiackim uśmiechem. Kupili go.
I gdy tylko zaczynam padał deszcz, wołał: Chodźmy do parku!
I szli. Chichotali pod tym parasolem jak dzieciaki, zwracając na siebie uwagę przechodniów.
– Bez ciebie szukałabym dróg bez końca. Zaczarowałaś mój świat, ty niezwyczajnie moja – szeptał pod parasolem.
– Gdyby nie ty smutek zająłby całą moją kanapę – roześmiała się promiennie, prawie jak nastolatka.
– Wiem.
Wiatr szarpał czerwonym parasolem.
————————————————
Nie ma go, wyglądała go od tygodnia.
Każdy dźwiek na schodach, każdy telefon był nim.
Nie można przecież zostawić kogoś niezwyczajnego.
Kuliła się na kanapie, by zrobić miejsce smutkowi.
Dziś, gdy zaczął padać deszcz podjęła decyzję.
Na parkowej ławce miał zostać nie tylko parasol,
ale i nadzieja i wspomnienia.
Znów będzie poważna i stateczna.
Wyciągnęła z szuflady czarny parasol i skórzaną teczkę.
Znowu.
Od jutra.
———————————————–
Ostatni raz rozłożyła nad sobą ogromny czerwony parasol.
I uśmiechnęła się. I sama nie wiedziała,
czy to nadzieja się uśmiecha czy spokojna rezygnacja?

K.

2008 


Mam na imię Ryszard i w mojej głowie jest chaos. Nie dlatego, że mam na imię Ryszard, ale dlatego, że coś na mnie spadło, a inne coś wtedy pękło. Lekarz mówił, że nie muszę pamiętać, co. To trudne pamiętać, dlatego pamiętam to, co ważne – np. że mam na imię Ryszard.

Pamiętam też dni tygodnia. Dziś jest wtorek – ten po poniedziałku, przed środą. We wtorek boję się. Nie tak, jak zawsze, tylko bardziej. We wtorek wychodzę z domu i muszę pamiętać więcej.
Żeby mniej się bać, już od niedzieli przygotowuję się na wtorek. Chociaż zawsze kupuję to samo i tyle samo, piszę listę. Bo boję się, że czegoś zapomnę i będę musiał wyjść przed wtorkiem, żeby dokupić.
Świat za drzwiami jest pełen ludzi, którzy chodzą i mówią za szybko. Zadają mnóstwo pytań, a potem chcą, żebym na nie odpowiadał. Dlatego z nikim nie rozmawiam i mam listę. Podaję ją ekspedientce i czekam, aż wszystko położy na ladzie. Przeliczam – żeby nie zabrakło – płacę i wracam do domu. Wracam szybciej, bo mam już wszystko i o niczym nie zapomniałem. Kiedy idę wolniej, zaczynam myśleć, czy na pewno mam wszystko; wtedy mógłbym zatrzymać się i liczyć od nowa, np. na ulicy. Zatrzymywanie się na ulicy jest niebezpieczne…
Czasami, kiedy boję się bez powodu, tak jak teraz, mówię szybko. Zdaje się, że piszę też szybciej, ale w końcu zaczyna brakować mi powietrza, jakbym mówił bez oddychania, i robi się ciemno. Teraz też zrobiło się ciemno, a kiedy zrobiło się jasno, najpierw popatrzyłem na ptaki za oknem. Ptaki mnie uspokajają. Uspokaja mnie też telewizja, ale ptaki uspokajają mnie bardziej. Nie wszystko, co jest w telewizji, jest uspokajające. Często pokazują ludzi, którzy czegoś chcą, ale tak bardzo, że kłócą się z innymi, a potem ich zabijają. To mnie nie uspokaja. Boję się wtedy, że ktoś mógłby czegoś ode mnie chcieć aż tak bardzo, chociaż nie wiem, co by to mogło być. Mam tylko stół, dwa fotele, dwa krzesła, kanapę, dwa komplety pościeli, telewizor i radio.
Nie słucham radia. Kiedy słyszę muzykę, płaczę. Nie wiem dlaczego, po prostu płaczę, dlatego nie słucham, chociaż mam radio. Gdyby ktoś chciał ode mnie radio, dałbym mu je nawet bez kłótni. Telewizora bym nie oddał. Dostałem go od córki i chociaż nie wszystko mi się w nim podoba, to lubię go mieć.
Kiedy przychodzi moja córka, czuję się dziwnie. Płaczę, ale nie tak, jak przy muzyce. Przy niej łzy nie bolą od środka, tylko są przyjemnie gorące. Zadaje mi tylko dwa pytania: jak się czuję i czy wydarzyło się coś, co zapamiętałem.
Prawie zawsze czuję się dobrze i prawie nigdy nie dzieje się nic, co warto byłoby zapamiętać. Żałuję, że nie przyszła dzisiaj, bo miałbym co opowiadać zamiast pisać, żeby nie zapomnieć. Ale ona przychodzi rzadko. Kiedyś przyszła we wtorek i mnie nie zastała. Siedziała na schodach przed klatką i czekała. Tamtego dnia płakałem bardziej, a ona mówiła, że jestem jak dziecko.
Nie pamiętam, jak wyglądała dawniej, chociaż pokazywała mi zdjęcia, ale bardzo bolała mnie od tego głowa, więc przestała. Zapamiętałem te zdjęcia. Na jednym byliśmy we dwoje, chociaż ona była mniejsza. Na innych, we troje. Bo na zdjęciach była też kobieta, która była moją żoną. Podobno, przed wypadkiem, chciałem się z nią rozwieść, więc kiedy po wypadku wydobrzałem, ona rozwiodła się ze mną. Musi być dobra; kupiła mi to mieszkanie za moją część odszkodowania, chociaż wcale nie musiała. Teraz mam je na wyłączną własność.
Mam też rentę. Renta to pieniądze, za które robię zakupy we wtorki. Nie muszę się o nic martwić. Może mógłbym, ale nie martwię się wcale. Zresztą, córka mówi mi zawsze, że wszystko jest już dobrze, nawet kiedy jej mama, czyli kiedyś moja żona, musiała ogłosić upadłość.

– Nigdy nie potrafiła prowadzić firmy tak, jak ty.

Tak powiedziała, a ja pomyślałem – nie wiem dlaczego – że to dobrze, że nie potrafi i przez chwilę poczułem się ważny. Nie tak ważny, jak ludzie z telewizji, ale inaczej – prawdziwie ważny, w głowie mojej córki. Dziś znowu się tak poczułem. Chyba przez słowo „Jestem”, które słyszałem raz po raz, więc musi być ważne. Dziś chciałbym też rozumieć wszystko.
Kiedy córka opowiada mi o swoich wystawach albo że właśnie wróciła z kraju, który widziałem w telewizji, i że było okropnie gorąco albo nieznośnie zimno, wcale nie muszę rozumieć. Ona mówi, i w tym mówieniu jest całe moje rozumienie. Kiedy zobaczyłem ją pierwszy raz po wypadku, nie musiała mówić, że jest moją córką – po prostu stanęła w drzwiach i rozumiałem to od środka. Kim jest moja żona, nie rozumiałem wcale, nawet jak wyszedłem już ze szpitala, a ona rozwiodła się ze mną. To dziwne.
Dziwnie też otworzyć drzwi, kiedy ktoś puka i rozumieć, kim ten ktoś jest, jeżeli zupełnie się go nie pamięta, ale w człowieku, czyli we mnie, jest rozumienie…
Czasami coś się we mnie zapala. Nie na niby, ale naprawdę – parzy mnie wtedy od środka, jak zapalona zapałka. Nie rozumiem tego i nie lubię światła, po którym zawsze zapada ciemność. Muszę się potem długo uspokajać, żeby chaos w mojej głowie stał się mniejszy, ale moja córka mówi, że prowadzę bardzo uporządkowany tryb życia.
Dziś chciałbym, żeby wydarzyło się coś jeszcze. Na przykład, żeby przyszedł listonosz, który przychodzi tylko raz – dwudziestego piątego każdego miesiąca. Mógłbym mu wszystko opowiedzieć, a potem zaprosić go, żeby opowiedział mojej córce, gdybym ja zapomniał albo zgubił tę kartkę. Bo nie rozumiem, co się ze mną dzieje, chociaż rozumiem, co się stało. No, może nie do końca.
Nie rozumiem dotyku, który jest jak uciszanie burzy, a właśnie taki dzisiaj był. Wszystko było tą burzą, słyszałem ją w uszach. Nawet, jak łomocze pod żebrami. Dotyk ją uspokoił, nie zapadła wcale ciemność, chociaż czułem, że jest bardzo, bardzo blisko. Czuję ten dotyk do teraz i właśnie dlatego piszę. Może nie tylko dlatego.
Usłyszałem też dziś wiele dziwnych rzeczy i wszystkich nie pamiętam. Kilka jednak tak. Pamiętam je, bo patrzyłem w oczy, które rozumiem nie tak, jak rozumiem moją córkę, tylko inaczej. Bardziej. Nie wiedziałem nawet, że można rozumieć tak mocno, chociaż nie pojmuję wszystkich słów, a było ich naprawdę dużo i chyba ważnych.
Np.:
– Jestem. Jesteś
– Teraz wszystko będzie dobrze
Potem, coś czego nie rozumiałem zupełnie, ale w to uwierzyłem:
– Znalazłam cię.
Uwierzyłem, że byłem zgubiony i właśnie się odnalazłem – tak naprawdę, jakby mnie ktoś schował. Myślę, że wiedziałem to, kiedy otworzyłem drzwi i rozumiałem, kim jest ta kobieta, która stała i nie mówiła nic, tylko patrzyła. Przez chwilę nawet Ją całkiem pamiętałem, ale krótko, jakby ktoś we mnie zapalił rozumiejące światło, ale nie całkiem.
Uwierzyłem tak w coś po raz pierwszy. Prawie rozbolała mnie od tego głowa, bo przypomniało mi się słowo, które często powtarzała kiedyś moja córka: „oszukany”. To trudne słowo do zrozumienia. Myślę, że musiałbym się nim martwić, gdybym je rozumiał. Głowa jednak nie rozbolała, i weszliśmy do mieszkania.
Ona – ta kobieta – usiadła obok mnie na kanapie, tak, żebym widział ją dokładnie, i zaczęła mówić. Od tego mówienia raz było mi zimno, a raz gorąco. Czasami przymykałem oczy. Trudno było patrzeć na nią, kiedy w środku mnie działo się tak wiele różnych rzeczy. Myślę, że Ona to zobaczyła, bo w końcu przestała mówić i dotknęła mnie ustami.
Wtedy Coś sobie przypomniałem i zrobiło się ciemno, ale nie patrzyłem na ptaki ani nie włączyłem telewizora, żeby się uspokoić, kiedy zrobiło się jasno. Patrzyłem na Nią – tę kobietę. To uspokaja mnie od dziś najbardziej.
Chyba przestraszyła się mojej ciemności, bo zapytała, czy nie potrzebuję lekarza, a przecież to nic takiego. Potem rozejrzała się po moim mieszkaniu i powiedziała, że jest ze mnie dumna, więc znowu poczułem, że jestem ważny. Zaglądała nawet do lodówki i przeczytała kartkę z listą zakupów. Powiedziała też coś, czego nie rozumiem: „umyślne działanie, reoperacja, rehabilitacja”. Ale wcale się od tego nie zdenerwowałem, tylko powiedziałem, że nie rozumiem. Wyjaśniła, że się tym zajmie i jeszcze:

– Może być, jak dawniej, a nawet gdyby nie…
Tu przerwała i zrobiła to, co ja robię tak często – zaczęła płakać. Potem dotykając mnie ustami raz jeszcze powtarzała raz za razem cicho:

– Jestem, jestem, jestem

Wtedy zrozumiałem, jak ważne jest to słowo – „Jestem”.

T.
nie pamiętam kiedy, ale musiało się skończyć "happy endem".

wtorek, 26 sierpnia 2025

Jedyne, co mam

 

Tęsknię za czułością –
nienachalnym muśnięciem
między łazienką, a kuchnią.
Niespodziewanym objęciem –
tuż przy schodach.
Szeptem wprost do ucha
– Dobrze, że cię mam,
które echem wędruje
przez płuca
łączy się z krwią
i napędza,
– jak tlen
każdy krok pod górę.

Zamiast tego
krzyczę
– Tu jestem!
– Tu stoję!
Brzemienny kochaniem.
Utrudzony troską.
Wyblakły czekaniem…

T.

sierpień 2025

 

 

Niech ci się stanie

spokój na poddaszu

drogi jasne i proste

śmiechu pełne kieszenie

niech ci się stanie

dzień i noc otulone

miłowaniem

K.

sierpień 2025 


 

poniedziałek, 25 sierpnia 2025

Biała koszula

po schodach turla się słońce
na poniewierkę wychodzi
ostatni dzień lata
przez telefon
mama opowiada
czerwieniejące żurawiny
bliżej mi do lasu
gdy umierają wakacje
starannie prasuję żal
przyszłego czasu z zabiegania

K.

2009 

 


 
Mamy tylko kilka chwil
nim pogaszą światła.
Jedni śpieszą się
inni tylko obserwują,
a ja pomieścić się nie mogę -
nie dopinają się dni,
rok kończę z poślizgiem,
wciąż mi coś umyka,
choć kącikiem oka
dostrzegam stan rzeczy
- jego koligację ze mną.
Podobno jestem okrutny
będąc po trochu
i tu
i tam
wyrywając srokom pióra z ogona.

Najbardziej dla samego siebie,
bo świat się przecież obędzie
to ja bez niego
obejść się nie mogę.

T.
2025

wtorek, 19 sierpnia 2025

Tęcza

Niech czas Wam sprzyja!

K.
2025


Tak powiedziała Poetka
i czas im sprzyjał płynąc
łagodnie
powolutku
słowo, po słowie
dobierając wersy
by płynęły gładko
jeden w drugi.

Tak powiedziała Poetka,
a czas posłuchał,
chociaż nie musiał.
Bo bez Poetki
czas zazwyczaj śpieszy się
dokądś
za kimś
albo po kogoś.

Taki jest czas,
a nam nic do tego.

T.
2025

https://www.facebook.com/reel/617887861116503


Pięknie
Pomyślała poetka
Ktoś za nią słowa składa
Na zmiłowanie
Na zapatrzenie
Na jesieni witanie

K.
2025

poniedziałek, 11 sierpnia 2025

Przystań

Tyle żeśmy napisali o miłości,
tak po prostu
i górnymi słowy.

Tyle zdań wylaliśmy
- na próżno -
żeby ją ujarzmić, opisać,
wysłowić.

Ilu ludzi pomarło
od jej nadmiaru,
z tęsknoty
i braku.

Wszystko, to
przez to, że jest.
Bo gdyby jej nie było…

T.
2025



 (nie umierałam z miłości...)

Nie umierałam z miłości 
Bo jej nie poznałam
Smakowałam końcem języka
A ona gorzkniała słowem
Gdzieś tam 
Między nami
Rozkrzyczane wersy
Marzenia tuliły
Inne a jednakie

K.
2025

piątek, 8 sierpnia 2025

Sen

zawieruszył się
zabrał miodowe włosy
spojrzenie głęboko orzechowe
wyprowadził na spacer poduszki
niedaleko
na balkon
kołysze się na rogu prześcieradła
niedokładnie strzeżonego łóżka
sen

K.

2009 


Mam go.
Przysiadł u mnie
na półce z książkami.
Jedna po drugiej
pożera stronice
szeroko otwartymi oczami.
To śmieje się, to płacze
- tka ze słów ciepły koc
na zimne noce.


T.
2025

 

 

niech wraca                                                                                                                                                      

ja mu poezję i prozę

i to co w duszy gra

wielkookie marzenia 

niepytane 

lubią się droczyć 

K.

2025 

 


poniedziałek, 4 sierpnia 2025

Parasol

w czas sumowania znaczeń

rozpostarcie ramion 

nie szykuje cię do lotu

obłaskawia przytulenie

którego tak brakuje

gdy burza za oknem

a twój ulubiony parasol

boczy się w kącie

K.

2025

Hey, soul sister


W pochmurne dni,

pod peleryną niewidką,

jak niewinny czarodziej

prowadzę rozmowę,

rozkładam karty,

zaglądam w fusy.

Oszukuję czas

czekając na taksówkę do jutra.


T.
2025

sobota, 26 lipca 2025

Północ

Okruchy marzeń,
drobinki snu,
wierne przeszłości -
atramentowe plamy,
wczepione w palce jak rzep.

Nie oszukują logiki zdarzeń,
po prostu mają ją gdzieś.

Dlatego blądzę
pośród domysłów,
luźnych skojarzeń,
próbując wyłowić z nich sens.

Wszystko na próżno.
Jakby nie w porę.

Gdy ciebie nie ma -
jestem najemcą
domku z kart.


T.
2025



sypię piasek na sen
na bycie spokojem
nie trap się zbyt nadto
już zbliża się rozwiązanie
choć dziś w kułak chichocze nieznane
bądź dobrej myśli
krzyki żurawi w tańcu 
wróżą na was dwoje
przecież tak pięknie potrafisz 
się do niej modlić 

K.
2025





piątek, 25 lipca 2025

Po słowie

Taką prośbę mam do Pani,
droga Pani.

Nim Pani spakuje walizki
nim się do nich jaka muszla zapląta,
a potem, kiedy się jedno z drugim skończy,
ale póki ostatnie nie ziści,
niech mi Pani,
więcej więcej nie zasypia.

Niech się Pani,
droga Pani,
po prostu wysypia.

T.
2025

proszę pana                                  poukładam ciasno sny                    
by ich ważkość siły dodała.          latać bez licencji obiecuję nigdy więcej                                        
walizki rozpakowane 
codzienność znaczę spokojem 
i pana nienazwaną obecnością

K.
2025

poniedziałek, 21 lipca 2025

10.

oswoję mrok
co w kącie przysiadł
wyśpiewam ciszę
która słów głodna
jeszcze w nas tyle zapatrzeń
w sny miękko zapadło
nic tu po nas
z kącików twoich ust
cienie ścieram
uśmiechem łagodnym
nie bój się
K.


Strach między ciszą a jutrem przycupnął
Liczydła wyciągnął, minuty odlicza.
Nie boję się czasu, co w tykaniu zastyga,
Nie boję się kątów mrokiem przesiąkniętych.
Czegóż mam się bać? Czyjego chichotu?

Niech ponad nadzieję wyrasta,
to, co mnie leczy z nieoswojeń moich
to czym nie jestem i kim jesteś
Wszystko to proste, jak szczęście.
T.

wrzesień, 2007

sobota, 19 lipca 2025

Błękit


dziś idziemy ramię w ramię

dym opowiada nadzieję

pachnie morzem i tym
co odeszło

nienazwane

zza drzew
zaglądają driady

i uśmiechają się łagodnie

wieszczą długą podróż
w nieznane

K.

Niczego nie pakuj
weź tylko siebie
i grosz na szczęście
- niech na rozstajach ogrzeje kieszeń
nadzieją na więcej.


T.

2025

czwartek, 17 lipca 2025

15.

zabrałam cię marzeniom
w migotanie ubrałam
drżąca słowem

zabrałeś mnie westchnieniom
w ciszę utuliłeś
jak w dłonie

tacy obco znajomi
słabniemy bez siebie
zwyczajnie boleśni
w nienazwaniu
K.


Czas stygł między nimi
bojąc się poruszyć.
Niemy,
- z tykania odarty,
błogosławi ciszą.

Oni w sobie uwięzieni,
dłońmi szukali pomostów,
ustami odnajdowali drogę,
kiedy nad słowem przejść wypadło.
Czy warto było?
Warto,
warto,
warto...
T.


a każdy z mostów pachniał dymem
drogę odwrotu odcinał
skazani na siebie
siebie zapomnieli
w tej ciszy słowem rannej
nie ma już czasu
w skuleniu ramion
pustka nieobjęta
straszy chłodem
K.

Nie ma odwrotu z drogi
prowadzącej do siebie.
Nie ma takiej pustki,
która mogłaby zaprzeczyć ramionom.
Reszta jest dymem spowijającym jutro.
T.


listopad, 2007

poniedziałek, 14 lipca 2025

***



nie przestawaj opowiadać
zamknę cię we wczoraj
nim do widzenia
będzie tylko zaklinaniem czasu
K.


Coś ci podać?
Wydajesz się taka smutna,
jakby słońce zatrzasnęło się
po drugiej stronie złego.
Opowiedzieć ci coś?
Na Twoim czole samotność
wbiła stopy w bruzdy
- gwiżdże pustce ostatnią melodię.
Przytulę Cię.
Widziałem jak przez sen drżą ci ręce.
Tak, nie odchodzę nawet nocą
pilnuję,
by strach nie rozlał się zbyt szeroko.
Popatrz,
za drzwiami płonie jesień.
Może to ostatni dzień,
kiedy można wyjść w sukience?
Na krótki spacer,
weźmiemy ze sobą dzieci.
Dla Ciebie zacznę udawać,
nie trzeba nic więcej.
T.





listopad 2011

niedziela, 13 lipca 2025

Drzwi


uparcie milczą

kojarząc kroki i echa przebrzmiałego wczoraj

czasem nieśmiało wspomną czekanie

ciągle te same

wierne niezgubionym kluczom

codzienną modlitwą zapraszają dzień bez ciebie


K.
2023



W ułomkach luster

przycupnęła cisza.

W uszach nie dzwoni,

o nic nie pyta. 

Wyczekuje, by ją słowem zebrać,

jak witraż.


T.
2025

piątek, 11 lipca 2025

***

Nocą wszystkie koty czarne, a słowa jednakie.
Spod powiek sen się sypie, złote runo zamienia
w piasek.
Palce śpiące w ostatnich westchnieniach
ziarna chwytają.
Na próżno.
Pióro potyka się o kurzu drobinkę
- jest chwiejne.
Lada moment upadnie.
Papier jeszcze tylko chrzęści łakomie,
cierpliwy, wiadomo.
Czy starczy mu tej cnoty do jutra,
jeśli teraz mnie noc zmoże?
A gdyby tak poddać się, miast pleść swoje
trzy po trzy, sześć po sześć
i po czyjąś koronę niezgrabnymi dłońmi sięgnąć...
Dać wytchnienie głowie,
ona nie jest Odysem,
Itakę zna z cudzych marzeń, powieści.
Niech więc mnie noc ogarnie.
Niechaj w niej zasnę
na zawsze.
Ocalony niepamięcią na nowo się zacznę.
T.

listopad 2009

Ściany (Walls)

błądzę obok ciebie

spod kół pryskają marzenia

pomiędzy nami nowe  ściany

 i nie ma strachu 

blady mężczyzna mówi twoimi słowami2

patrzę ukradkiem na ciebie

lekko się uśmiechasz 

ktoś na horyzoncie zawiesił słońce

na nowy dobry dzień


K.
2025



Nie starzeją się serca

z nici babiego lata szyte

Bez szwów, bez fastryg,

biją równym rytmem

w pajęczynie wschodów i zachodów

z ciebie do mnie,

ze mnie do ciebie,

pomiędzy ludzi.

Między nami przestrzeń kurczy się

do jednej, dobrej myśli.


T.
2025


czwartek, 10 lipca 2025

Kaleka

 

nagle ukruszyło mi się serce

z czekania na niewiadomoco

utkałam siebie na niepogodę

ładniejszą o ten grudzień

który się rozpłakał z żalu 

za czasem zgarbionym zmęczeniem

marznę licząc palce

krople dżdżu znaczą linie serca i rozumu

nagle ukruszyło ci się serce

wyszeptałeś nad ranem

tuląc poduszkę

K.

2022 

środa, 9 lipca 2025

Przedczerwiec w zieleni


Niepewność i majowa ostatnia noc. 

K.
2025


Śniłem czerwiec

nabrzmiewający dniami,

jak kiść winogron w toskańskim słońcu.

Słyszysz?

Soczysta zieleń pąków pęka,

spod płotów, wieczorami wychyla się już maciejka

i wcale nie szkoda zachodu.

Zresztą, bawi się ze wschodem w berka

aż do śpiewu skowronka.

Takie to infantylne,

niemal głupie,

ale nie chciałem się budzić...

Otworzyłem oczy,

a tu koniec czerwca.

Zapukałaś do drzwi z pierwszymi dniami lipca.

T.
2025


obudziło mnie twoje wołanie

zabawa z morfeuszem w sen mara

wywiodła mnie na dobre na manowce

daleka smuga dymu opowiadała ciepły dom

bozia szykowała nowy dzień

pachniało zbożową kawą

lipiec wołał ciepłym wiatrem od pól

od ciebie do mnie 

K.

2025

Cisza małych miasteczek


W małych miasteczkach noc jest cicha. W małych miasteczkach noc nie ma tajemnic, nie przyczaja się ciemnymi zaułkami skrywającymi złowróżbne cienie. W małych miasteczkach noc nie wtrąca się w cudze sprawy.
Mieszkałem kiedyś w takiej mieścinie. Niedługo, zaledwie tyle, by poznać jedną kawiarnię i kilku stałych bywalców. Niedługo, zaledwie tyle by się z nimi zaprzyjaźnić, ale nie związać.
Na tyle jednak długo żeby się przejąć, pochylającymi się ku ulicom ścianami. Na tyle długo, bym mógł opowiedzieć ci tę historię.
Wracałem, jak prawie każdej nocy, przez puste, ciemne ulice do domu, który nie był moim miejscem. Z początku jej nie poznałem. Próbowała podnieść się z ziemi, wołając o pomoc. On stał w rozkroku, nie tak znowu pijany żeby nie potrafił w nią trafić. Krzyczała więc w przerwach między ciosami. Zacząłem biec, a tupot moich stóp odbijał się od ślepych, tylko z pozoru, okien. Nie było trudno go przewrócić, nie było problemem obezwładnić. Nie zdążył zareagować zataczającym się słowem.
Wtedy za sobą usłyszałem, wolne od pauz, histeryczne wołanie: „Biją! Pomocy! Ratunku!” Ciężar jej strachu osiadł na moich plecach i wgniótł w jego oddech. Jej palce wbiły się w koszulę na piersiach i rozorały skórę jak stare płótno. On już się zbierał, w pijackim gniewie, ona nieprzytomna z przerażenia łomotała pięściami o moją głowę. Przecież biłem jej męża. Strząsnąłem ją z siebie, wołając, że chcę tylko pomóc.
Okna w kamienicach zmartwychwstawały nocną iluminacją. Robiło się coraz jaśniej. Atakowany z dwóch stron, nie broniłem już nikogo prócz siebie, bojąc się, że i noc stanie ze mną do walki. Nadjechała policja. Siedząc pod niebiesko-czerwonym "słońcem" sprawiedliwości nie potrafiłem pojąć, co się właściwie dzieje. Dopiero potem zrozumiałem, że jestem nikim, dopóki jestem obcy. Gdybym nim nie był, patrzyłbym zza trumny okna i o wszystkim wiedział.
- Pytasz skąd ją znałem?
Kilka dni wcześniej szła zapłakana ulicą. Zapytałem: "Co się stało?". Odpowiedziała: "Uciekłam od męża". Potem przekonałem właścicielkę kawiarni, żeby dała jej posadę kelnerki. Miłość do kata okazała się silniejsza od życia. Młoda dziewczyna jeszcze przed trzydziestką... 
T. 

13.

stygnę w zachwycie
kamieniem się stając
z sercem jak liść drżącym
starzeję się niepostrzeżenie

czas patrzy na mnie łakomie
niewidzialnym palcami
rysy na mnie znacząc
codziennym mijaniem
K.


Przebiegle ramiona wyciągam,
potem z trzaskiem je zamykam.
Czas w uścisk schwytany
skomli tuż przy moim uchu.

Nie puszczę!
Wołam Jakubowym głosem.
Pobłogosław!
Żądam patrząc mu w oczy.

A czas dyszy coraz głośniej,
tchu mu wkrótce zabraknie.
Puść.
Przez zaciśnięte usta syczy.
Nie puszczę, jesteś we mnie więźniem.
T.

październik, 2007

wtorek, 8 lipca 2025

Niepokój nawróceń

jest w nas niepokój nawróceń

- czas zagryzany niemówieniem

dopomina się o rozgrzeszenie

wyliczane na palcach kolejne katastrofy

uśmiechają się pobłażliwie

K.


***

bielą kartek się zaczynasz

i zaraz potem dźwięczysz
szeregiem pochyłych liter
łapię cię za słowo
i rośnie we mnie

wzruszenie na więcej

K. 
2012/2025

Coś się wydarzyło…
Atrament wtłoczony pod skórę
chwyta letnie słońce,
wyławia z cienia wersy:
Człowiek wierszem jest
sam w sobie.
Nawet, kiedy zapomni
prozą obity, jak kijem.

T.
2012/25

poniedziałek, 7 lipca 2025

Statki moich tęsknot

rozkładam talerze na stole

lekko rozkołysane opowiadają

wszystkie katastrofy

w których tak daleko im było do ludzi

wygładzam rogi strachu

wszystkich panien wierzących

w cud zamążpójścia

K.




To nie czas na cuda

ani nie pora, by przygładzać zmarszczki.

Życie się żyje

przewracając półki,

na których porozstawiano pamiątki.

Śmieje się z każdego:
- nigdy
- nie wierzę
- na zawsze.

Coś chowa w zanadrzu,

jakieś otwarte okno,

miejsce na ławce,

nagły przeciąg

żeby przewietrzyć głowę z zaśniedziałych myśli.

Przestać być wygodnie.

Zacząć być po prostu. 

T.


nieprzewidywalność zatrzaśniętych drzwi

z czasem potrafi roześmiać codzienność

dziś małą łyżeczką delektuję się nami

do syta

K.


 




Nie pamiętam dat


Zawsze tak się się działo,
zawsze taki byłem.
Chronologia uruchamia czas,
a ja nie chcę, żeby mijał.
To, co boli,
boli,
boleć ma choćby do końca.
To, co pali,
trwa,
wybaczenia wypatrując słońca.
Nic nie będzie jednak tak, jak przedtem
nikt już nie jest tak jak wtedy.
Wszystko inne jest, gdzie indziej,
szkoda, że dopiero teraz we mnie sobą…
T.



jestem na wyłączność
mam coraz mniej marzeń
linie na czole
zwalniają mnie z niemówienia
dzień dobry nastolatki
jest zegarem mego mijania
wieczorami opukuję samotność
lekko zdyszana powszednieje
i mniej boli
K.


Czy ja Jestem?
Zamiast odpowiedzieć
chce się westchnąć
bo „mój boże” gdzieś poszedł
albo zasnął.
Obracam w palcach kolorowe szkiełka,
którymi mi głowę zawracał
i jest mi tak wszystko jedno,
że aż dobrze.
Najlepiej, być może.

T.

luty/marzec 2023



niedziela, 6 lipca 2025

"Drobnochwila"

Moja nadzieja

czyści skrzydła

w czerwieni gasnącego słońca

szykuje sobie strój

w domu dobry anioł

miejsce mości

dobrze mieć swój kąt

albo kątów kilka

Powiada tercybiades

A ja mimo wszystko mu wierzę


K.


Miejsce z widokiem

na czas i przestrzeń,

słowa zaplątane w twoją sukienkę
- tę na co dzień i od święta
i tę od „Matko boska”.

Miejsce bez szaf, szuflad

schowka pod łóżkiem,

odrobiną cienia rzucanego przez krzesła

Gdzie nic nie trzeba

można wszystko.

T.



sobota, 5 lipca 2025

Powroty

Szukam słów pomiędzy szpargałami, których nadmiar. 

Porozrzucane w nieładzie, strojne, jak najważniejsza rzecz pachną naftaliną zajmując czas i miejsce.

Niełatwo z nich wyłowić słowa

Bo słowa tylko sobą są,

choćby wyczucia było brak

- zawsze na miejscu,

- zawsze na czas.

Nigdy bez sensu
T.



***
tutaj jestem 
osłuchuję twoje wspomnienia
koję płacz dziecka
rzucam karty na stół
i podaję kolejny powód do płaczu
jestem salową w różowym kitlu
niewyspaną pielęgniarką
lekarzem od siedmiu boleści
tutaj jestem
rozgrzeszam cię oczami pacjentów
podających ci dłoń, gdy nie wiesz
czy już toniesz czy tylko tak ci się zdaje?
K.

Szepty - Parapluie

Zamknięty w pawlaczu daleki jestem zimie. Kurz kołysze me skrzydło nietoperza - stygnę. Nie tak dawno w pogoni za tęczą łzy chwytałem garś...

Z zaczytania