środa, 1 października 2025
Szepty - Parapluie
wtorek, 16 września 2025
Wszystko
Chciałem mieć wszystko,
ale wszystko nie mieściło się
w dłoniach,
w oczach,
w jednym życiu.
Wszystko
to zawsze za dużo
i zawsze za mało.
Teraz wiem,
że Wszystko
to tylko inne imię
dla chwili,
którą trzymam
i która zaraz minie.
T.
nie pamiętam kiedy
w moim wszystko
mieści się świat ukryty
w twoich oczach
w czas burz
rozbiegane oczy i ręce
w moim wszystko
jest nieczekanie
na niewiadomomoco
chodzące mi po głowie
K.
2025
sobota, 13 września 2025
Poranek
niedziela, 7 września 2025
Memento mori
najpierw lekceważąco macha ręką,
jakby zbywała natręta.
Rozgląda się –
tu i tam otwiera okna.
Mówi:
– Potrzebuję świeżego powietrza.
Potem zaczyna się dusić,
zanosi kaszlem,
wbija głowę w poduszkę.
Marzy,
że kiedyś poczuje się lepiej.
Wreszcie
zamknięta w najodleglejszym pokoju
udaje, że to ciche miejsce
jest także bezpieczne.
Słabnie.
Już nawet nie kaszle.
Skulona przy ścianie
rozpamiętuje przeszłość
uśmiecha się blado,
a potem wzdycha –
po raz ostatni.
T.
2025
Ja już tu byłam
miałam czerwoną sukienkę
usta nabrzmiałe
twoim imieniem
Ja cię rodziłam
miedzy wierszami
szukałam klucza
do mego zagubienia
A potem przyszedł sierpień
spadły gwiazdy
i skończył się świat
Szukam go na ostatnim oddechu
szepczę kocham
muszę już iść
stukot obcasów do dziś opowiada
rozstanie które zagrałam.
K.
2025
wtorek, 2 września 2025
(jestem...)
taka codzienna
z włosami rozkrzyczanymi szronem
starannie wklepuję kolejne popołudnie
między kartki wkładam
nie swoje słowa
jak małe szpileczki żalu
że to nie ja
że to nie moje
poezja broni się sama
poniedziałek, 1 września 2025
Ogłoszenie
Zgubiłam pogodę
uczciwego znalazcę proszę o odprowadzenie na klonową
gdyby się wyrywała należy jej powiedzieć
że sukienka schowała się głęboko w szafie
i nie chce wyjść
K.
2025
Nie puszczę jej
ubrała mnie
w krótkie spodenki
po plaży prowadza
szepcząc gorące zaklęcia.
Moja ci ona
moja powiadam!
T.
kilka dni później
sobota, 30 sierpnia 2025
Jesień
schowaj się pod kocem
z minionego lata.
Popatrz!
Wieczór płonie za oknem,
topi porcelanę wspomnień.
Chcesz,
zaparzę herbaty
z myśli na teraz?
Będziemy patrzeć,
jak przecieka zachód,
trzymając w dłoniach
słowami gorące
szklanki.
środa, 27 sierpnia 2025
Parasol
– Proszę pani, proszę pani! Zostawiła pani parasol – mała szczerbata dziewczynka wyciągała w jej stronę czerwony parasol.
Uśmiechnęła
się blado w niemym podziękowaniu. Dziewczynka w podskokach oddaliła się
w stronę ławki, na której miał zostać nie tylko parasol.
Widocznie jeszcze nie czas – szepnęła do siebie.
Deszcz kapał jej za kołnierz.
————————————————-
– Zobacz, jaki jest ogromny! – jego oczy śmiały się do niej – weźmy ten!
Śmiało zmieścimy się pod nim oboje – przekonywał z tym swoim zawadiackim uśmiechem. Kupili go.
I gdy tylko zaczynam padał deszcz, wołał: Chodźmy do parku!
I szli. Chichotali pod tym parasolem jak dzieciaki, zwracając na siebie uwagę przechodniów.
– Bez ciebie szukałabym dróg bez końca. Zaczarowałaś mój świat, ty niezwyczajnie moja – szeptał pod parasolem.
– Gdyby nie ty smutek zająłby całą moją kanapę – roześmiała się promiennie, prawie jak nastolatka.
– Wiem.
Wiatr szarpał czerwonym parasolem.
————————————————
Nie ma go, wyglądała go od tygodnia.
Każdy dźwiek na schodach, każdy telefon był nim.
Nie można przecież zostawić kogoś niezwyczajnego.
Kuliła się na kanapie, by zrobić miejsce smutkowi.
Dziś, gdy zaczął padać deszcz podjęła decyzję.
Na parkowej ławce miał zostać nie tylko parasol,
ale i nadzieja i wspomnienia.
Znów będzie poważna i stateczna.
Wyciągnęła z szuflady czarny parasol i skórzaną teczkę.
Znowu.
Od jutra.
———————————————–
Ostatni raz rozłożyła nad sobą ogromny czerwony parasol.
I uśmiechnęła się. I sama nie wiedziała,
czy to nadzieja się uśmiecha czy spokojna rezygnacja?
K.
2008
Pamiętam też dni tygodnia. Dziś jest wtorek – ten po poniedziałku, przed środą. We wtorek boję się. Nie tak, jak zawsze, tylko bardziej. We wtorek wychodzę z domu i muszę pamiętać więcej.
– Nigdy nie potrafiła prowadzić firmy tak, jak ty.
Tak powiedziała, a ja pomyślałem – nie wiem dlaczego – że to dobrze, że nie potrafi i przez chwilę poczułem się ważny. Nie tak ważny, jak ludzie z telewizji, ale inaczej – prawdziwie ważny, w głowie mojej córki. Dziś znowu się tak poczułem. Chyba przez słowo „Jestem”, które słyszałem raz po raz, więc musi być ważne. Dziś chciałbym też rozumieć wszystko.
Np.:
– Jestem. Jesteś
– Teraz wszystko będzie dobrze
Potem, coś czego nie rozumiałem zupełnie, ale w to uwierzyłem:
– Znalazłam cię.
– Może być, jak dawniej, a nawet gdyby nie…
– Jestem, jestem, jestem
Wtedy zrozumiałem, jak ważne jest to słowo – „Jestem”.
T.
nie pamiętam kiedy, ale musiało się skończyć "happy endem".
wtorek, 26 sierpnia 2025
Jedyne, co mam
Tęsknię za czułością –
nienachalnym muśnięciem
między łazienką, a kuchnią.
Niespodziewanym objęciem –
tuż przy schodach.
Szeptem wprost do ucha
– Dobrze, że cię mam,
które echem wędruje
przez płuca
łączy się z krwią
i napędza,
– jak tlen
każdy krok pod górę.
Zamiast tego
krzyczę
– Tu jestem!
– Tu stoję!
Brzemienny kochaniem.
Utrudzony troską.
Wyblakły czekaniem…
T.
sierpień 2025
Niech ci się stanie
spokój na poddaszu
drogi jasne i proste
śmiechu pełne kieszenie
niech ci się stanie
dzień i noc otulone
miłowaniem
K.
sierpień 2025
poniedziałek, 25 sierpnia 2025
Biała koszula
po schodach turla się słońce
na poniewierkę wychodzi
ostatni dzień lata
przez telefon
mama opowiada
czerwieniejące żurawiny
bliżej mi do lasu
gdy umierają wakacje
starannie prasuję żal
przyszłego czasu z zabiegania
K.
2009
Mamy tylko kilka chwil
nim pogaszą światła.
Jedni śpieszą się
inni tylko obserwują,
a ja pomieścić się nie mogę -
nie dopinają się dni,
rok kończę z poślizgiem,
wciąż mi coś umyka,
choć kącikiem oka
dostrzegam stan rzeczy
- jego koligację ze mną.
Podobno jestem okrutny
będąc po trochu
i tu
i tam
wyrywając srokom pióra z ogona.
Najbardziej dla samego siebie,
bo świat się przecież obędzie
to ja bez niego
obejść się nie mogę.
T.
2025
wtorek, 19 sierpnia 2025
Tęcza
Niech czas Wam sprzyja!
K.
2025
Tak powiedziała Poetka
i czas im sprzyjał płynąc
łagodnie
powolutku
słowo, po słowie
dobierając wersy
by płynęły gładko
jeden w drugi.
Tak powiedziała Poetka,
a czas posłuchał,
chociaż nie musiał.
Bo bez Poetki
czas zazwyczaj śpieszy się
dokądś
za kimś
albo po kogoś.
Taki jest czas,
a nam nic do tego.
T.
2025
poniedziałek, 11 sierpnia 2025
Przystań
Tyle żeśmy
napisali o miłości,
tak po prostu
i górnymi słowy.
- na próżno -
żeby ją ujarzmić, opisać,
wysłowić.
Ilu ludzi pomarło
od jej nadmiaru,
z tęsknoty
i braku.
Wszystko, to
przez to, że jest.
Bo gdyby jej nie było…
T.
2025
(nie umierałam z miłości...)
Nie umierałam z miłości
piątek, 8 sierpnia 2025
Sen
zawieruszył się
zabrał miodowe włosy
spojrzenie głęboko orzechowe
wyprowadził na spacer poduszki
niedaleko
na balkon
kołysze się na rogu prześcieradła
niedokładnie strzeżonego łóżka
sen
K.
2009
Mam go.
Przysiadł u mnie
na półce z książkami.
Jedna po drugiej
pożera stronice
szeroko otwartymi oczami.
To śmieje się, to płacze
- tka ze słów ciepły koc
na zimne noce.
T.
2025
niech wraca
ja mu poezję i prozę
i to co w duszy gra
wielkookie marzenia
niepytane
lubią się droczyć
K.
2025
poniedziałek, 4 sierpnia 2025
Parasol
w czas sumowania znaczeń
rozpostarcie ramion
nie szykuje cię do lotu
obłaskawia przytulenie
którego tak brakuje
gdy burza za oknem
a twój ulubiony parasol
boczy się w kącie
K.
W pochmurne dni,
pod peleryną niewidką,
jak niewinny czarodziej
prowadzę rozmowę,
rozkładam karty,
zaglądam w fusy.
Oszukuję czas
czekając na taksówkę do jutra.
T.
2025
sobota, 26 lipca 2025
Północ
Okruchy marzeń,
drobinki snu,
wierne przeszłości -
atramentowe plamy,
wczepione w palce jak rzep.
Nie oszukują logiki zdarzeń,
po prostu mają ją gdzieś.
Dlatego blądzę
pośród domysłów,
luźnych skojarzeń,
próbując wyłowić z nich sens.
Wszystko na próżno.
Jakby nie w porę.
Gdy ciebie nie ma -
jestem najemcą
domku z kart.
T.
2025
piątek, 25 lipca 2025
Po słowie
Taką
prośbę mam do Pani,
droga Pani.
Nim Pani spakuje walizki
nim się do nich jaka muszla zapląta,
a potem, kiedy się jedno z drugim skończy,
ale póki ostatnie nie ziści,
niech mi Pani,
więcej więcej nie zasypia.
droga Pani,
po prostu wysypia.
T.
2025
poniedziałek, 21 lipca 2025
10.
co w kącie przysiadł
wyśpiewam ciszę
która słów głodna
jeszcze w nas tyle zapatrzeń
w sny miękko zapadło
nic tu po nas
z kącików twoich ust
cienie ścieram
uśmiechem łagodnym
nie bój się
K.
Strach między ciszą a jutrem przycupnął
Liczydła wyciągnął, minuty odlicza.
Nie boję się czasu, co w tykaniu zastyga,
Nie boję się kątów mrokiem przesiąkniętych.
Czegóż mam się bać? Czyjego chichotu?
Niech ponad nadzieję wyrasta,
to, co mnie leczy z nieoswojeń moich
to czym nie jestem i kim jesteś
Wszystko to proste, jak szczęście.
T.
wrzesień, 2007
sobota, 19 lipca 2025
Błękit
dziś idziemy ramię w ramię
dym opowiada nadzieję
pachnie morzem i tym
co odeszło
nienazwane
zza drzew
zaglądają driady
i uśmiechają się łagodnie
wieszczą długą podróż
w nieznane
K.
Niczego nie pakuj
weź tylko siebie
i grosz na szczęście
- niech na rozstajach ogrzeje kieszeń
nadzieją na więcej.
T.
2025
czwartek, 17 lipca 2025
15.
w migotanie ubrałam
drżąca słowem
zabrałeś mnie westchnieniom
w ciszę utuliłeś
jak w dłonie
tacy obco znajomi
słabniemy bez siebie
zwyczajnie boleśni
w nienazwaniu
K.
Czas stygł między nimi
bojąc się poruszyć.
Niemy,
- z tykania odarty,
błogosławi ciszą.
Oni w sobie uwięzieni,
dłońmi szukali pomostów,
ustami odnajdowali drogę,
kiedy nad słowem przejść wypadło.
Czy warto było?
Warto,
warto,
warto...
T.
a każdy z mostów pachniał dymem
drogę odwrotu odcinał
skazani na siebie
siebie zapomnieli
w tej ciszy słowem rannej
nie ma już czasu
w skuleniu ramion
pustka nieobjęta
straszy chłodem
K.
Nie ma odwrotu z drogi
prowadzącej do siebie.
Nie ma takiej pustki,
która mogłaby zaprzeczyć ramionom.
Reszta jest dymem spowijającym jutro.
T.
listopad, 2007
poniedziałek, 14 lipca 2025
***
nie przestawaj opowiadać
zamknę cię we wczoraj
nim do widzenia
będzie tylko zaklinaniem czasu
K.
Coś ci podać?
Wydajesz się taka smutna,
jakby słońce zatrzasnęło się
po drugiej stronie złego.
Opowiedzieć ci coś?
Na Twoim czole samotność
wbiła stopy w bruzdy
- gwiżdże pustce ostatnią melodię.
Przytulę Cię.
Widziałem jak przez sen drżą ci ręce.
Tak, nie odchodzę nawet nocą
pilnuję,
by strach nie rozlał się zbyt szeroko.
Popatrz,
za drzwiami płonie jesień.
Może to ostatni dzień,
kiedy można wyjść w sukience?
Na krótki spacer,
weźmiemy ze sobą dzieci.
Dla Ciebie zacznę udawać,
nie trzeba nic więcej.
T.
listopad 2011
niedziela, 13 lipca 2025
Drzwi
uparcie milczą
kojarząc kroki i echa przebrzmiałego wczoraj
czasem nieśmiało wspomną czekanie
ciągle te same
wierne niezgubionym kluczom
codzienną modlitwą zapraszają dzień bez ciebie
K.
2023
W ułomkach luster
przycupnęła cisza.
W uszach nie dzwoni,
o nic nie pyta.
Wyczekuje, by ją słowem zebrać,
jak witraż.
T.
2025
piątek, 11 lipca 2025
***
Spod powiek sen się sypie, złote runo zamienia
w piasek.
Palce śpiące w ostatnich westchnieniach
ziarna chwytają.
Na próżno.
Pióro potyka się o kurzu drobinkę
- jest chwiejne.
Lada moment upadnie.
Papier jeszcze tylko chrzęści łakomie,
cierpliwy, wiadomo.
Czy starczy mu tej cnoty do jutra,
jeśli teraz mnie noc zmoże?
A gdyby tak poddać się, miast pleść swoje
trzy po trzy, sześć po sześć
i po czyjąś koronę niezgrabnymi dłońmi sięgnąć...
Dać wytchnienie głowie,
ona nie jest Odysem,
Itakę zna z cudzych marzeń, powieści.
Niech więc mnie noc ogarnie.
Niechaj w niej zasnę
na zawsze.
Ocalony niepamięcią na nowo się zacznę.
T.
listopad 2009
Ściany (Walls)
błądzę obok ciebie
spod kół pryskają marzenia
pomiędzy nami nowe ściany
i nie ma strachu
blady mężczyzna mówi twoimi słowami2
patrzę ukradkiem na ciebie
lekko się uśmiechasz
ktoś na horyzoncie zawiesił słońce
na nowy dobry dzień
K.
2025
Nie starzeją się serca
z nici babiego lata szyte
Bez szwów, bez fastryg,
biją równym rytmem
w pajęczynie wschodów i zachodów
z ciebie do mnie,
ze mnie do ciebie,
pomiędzy ludzi.
Między nami przestrzeń kurczy się
do jednej, dobrej myśli.
T.
2025
czwartek, 10 lipca 2025
Kaleka
nagle ukruszyło mi się serce
z czekania na niewiadomoco
utkałam siebie na niepogodę
ładniejszą o ten grudzień
który się rozpłakał z żalu
za czasem zgarbionym zmęczeniem
marznę licząc palce
krople dżdżu znaczą linie serca i rozumu
nagle ukruszyło ci się serce
wyszeptałeś nad ranem
tuląc poduszkę
K.
2022
środa, 9 lipca 2025
Przedczerwiec w zieleni
Niepewność i
majowa ostatnia noc.
K.
2025
Śniłem czerwiec
nabrzmiewający dniami,
jak kiść winogron w toskańskim słońcu.
Słyszysz?
Soczysta zieleń pąków pęka,
spod płotów, wieczorami wychyla się już maciejka
i wcale nie szkoda zachodu.
Zresztą, bawi się ze wschodem w berka
aż do śpiewu skowronka.
Takie to infantylne,
niemal głupie,
ale nie chciałem się budzić...
Otworzyłem oczy,
a tu koniec czerwca.
Zapukałaś do drzwi z pierwszymi dniami lipca.
T.
2025
obudziło mnie twoje wołanie
zabawa z morfeuszem w sen mara
wywiodła mnie na dobre na manowce
daleka smuga dymu opowiadała ciepły dom
bozia szykowała nowy dzień
pachniało zbożową kawą
lipiec wołał ciepłym wiatrem od pól
od ciebie do mnie
K.
2025
Cisza małych miasteczek
Mieszkałem kiedyś w takiej mieścinie. Niedługo, zaledwie tyle, by poznać jedną kawiarnię i kilku stałych bywalców. Niedługo, zaledwie tyle by się z nimi zaprzyjaźnić, ale nie związać.
Na tyle jednak długo żeby się przejąć, pochylającymi się ku ulicom ścianami. Na tyle długo, bym mógł opowiedzieć ci tę historię.
Wracałem, jak prawie każdej nocy, przez puste, ciemne ulice do domu, który nie był moim miejscem. Z początku jej nie poznałem. Próbowała podnieść się z ziemi, wołając o pomoc. On stał w rozkroku, nie tak znowu pijany żeby nie potrafił w nią trafić. Krzyczała więc w przerwach między ciosami. Zacząłem biec, a tupot moich stóp odbijał się od ślepych, tylko z pozoru, okien. Nie było trudno go przewrócić, nie było problemem obezwładnić. Nie zdążył zareagować zataczającym się słowem.
Wtedy za sobą usłyszałem, wolne od pauz, histeryczne wołanie: „Biją! Pomocy! Ratunku!” Ciężar jej strachu osiadł na moich plecach i wgniótł w jego oddech. Jej palce wbiły się w koszulę na piersiach i rozorały skórę jak stare płótno. On już się zbierał, w pijackim gniewie, ona nieprzytomna z przerażenia łomotała pięściami o moją głowę. Przecież biłem jej męża. Strząsnąłem ją z siebie, wołając, że chcę tylko pomóc.
Okna w kamienicach zmartwychwstawały nocną iluminacją. Robiło się coraz jaśniej. Atakowany z dwóch stron, nie broniłem już nikogo prócz siebie, bojąc się, że i noc stanie ze mną do walki. Nadjechała policja. Siedząc pod niebiesko-czerwonym "słońcem" sprawiedliwości nie potrafiłem pojąć, co się właściwie dzieje. Dopiero potem zrozumiałem, że jestem nikim, dopóki jestem obcy. Gdybym nim nie był, patrzyłbym zza trumny okna i o wszystkim wiedział.
- Pytasz skąd ją znałem?
Kilka dni wcześniej szła zapłakana ulicą. Zapytałem: "Co się stało?". Odpowiedziała: "Uciekłam od męża". Potem przekonałem właścicielkę kawiarni, żeby dała jej posadę kelnerki. Miłość do kata okazała się silniejsza od życia. Młoda dziewczyna jeszcze przed trzydziestką...
13.
kamieniem się stając
z sercem jak liść drżącym
starzeję się niepostrzeżenie
czas patrzy na mnie łakomie
niewidzialnym palcami
rysy na mnie znacząc
codziennym mijaniem
K.
Przebiegle ramiona wyciągam,
potem z trzaskiem je zamykam.
Czas w uścisk schwytany
skomli tuż przy moim uchu.
Nie puszczę!
Wołam Jakubowym głosem.
Pobłogosław!
Żądam patrząc mu w oczy.
A czas dyszy coraz głośniej,
tchu mu wkrótce zabraknie.
Puść.
Przez zaciśnięte usta syczy.
Nie puszczę, jesteś we mnie więźniem.
T.
październik, 2007
wtorek, 8 lipca 2025
Niepokój nawróceń
jest w nas niepokój nawróceń
- czas zagryzany niemówieniem
dopomina się o rozgrzeszenie
wyliczane na palcach kolejne katastrofy
uśmiechają się pobłażliwie
K.
***
bielą kartek się zaczynasz
i zaraz potem dźwięczyszszeregiem pochyłych liter
łapię cię za słowo
i rośnie we mnie
wzruszenie na więcej
2012/2025
Coś się wydarzyło…
Atrament wtłoczony pod skórę
chwyta letnie słońce,
wyławia z cienia wersy:
Człowiek wierszem jest
sam w sobie.
Nawet, kiedy zapomni
prozą obity, jak kijem.
2012/25
poniedziałek, 7 lipca 2025
Statki moich tęsknot
rozkładam talerze na stole
lekko rozkołysane opowiadają
wszystkie katastrofy
w których tak daleko im było do ludzi
wygładzam rogi strachu
wszystkich panien wierzących
w cud zamążpójścia
K.
To nie
czas na cuda
ani nie pora, by przygładzać zmarszczki.
Życie się żyje
przewracając półki,
na których porozstawiano pamiątki.
Śmieje się z każdego:
- nigdy
- nie wierzę
- na zawsze.
Coś chowa w zanadrzu,
jakieś otwarte okno,
miejsce na ławce,
nagły przeciąg
żeby przewietrzyć głowę z zaśniedziałych myśli.
Przestać być wygodnie.
Zacząć być po prostu.
T.
nieprzewidywalność zatrzaśniętych drzwi
z czasem potrafi roześmiać codzienność
dziś małą łyżeczką delektuję się nami
do syta
K.
Nie pamiętam dat
zawsze taki byłem.
Chronologia uruchamia czas,
a ja nie chcę, żeby mijał.
To, co boli,
boli,
boleć ma choćby do końca.
To, co pali,
trwa,
wybaczenia wypatrując słońca.
Nic nie będzie jednak tak, jak przedtem
nikt już nie jest tak jak wtedy.
Wszystko inne jest, gdzie indziej,
szkoda, że dopiero teraz we mnie sobą…
mam coraz mniej marzeń
linie na czole
zwalniają mnie z niemówienia
dzień dobry nastolatki
jest zegarem mego mijania
wieczorami opukuję samotność
lekko zdyszana powszednieje
i mniej boli
K.
niedziela, 6 lipca 2025
"Drobnochwila"
Moja nadzieja
czyści skrzydła
w czerwieni gasnącego słońca
szykuje sobie strój
w domu dobry anioł
miejsce mości
dobrze mieć swój kąt
albo kątów kilka
Powiada tercybiades
A ja mimo wszystko mu wierzę
K.
Miejsce z widokiem
na czas i przestrzeń,
słowa zaplątane w twoją sukienkę
- tę na co dzień i od święta
i tę od „Matko boska”.
Miejsce bez szaf, szuflad
schowka pod łóżkiem,
odrobiną cienia rzucanego przez krzesła
Gdzie nic nie trzeba
można wszystko.
T.
sobota, 5 lipca 2025
Powroty
Szukam słów pomiędzy szpargałami, których nadmiar.
Porozrzucane w nieładzie, strojne, jak najważniejsza rzecz pachną naftaliną zajmując czas i miejsce.
Niełatwo z nich wyłowić słowa
Bo słowa tylko sobą są,
choćby wyczucia było brak
- zawsze na miejscu,
- zawsze na czas.
Nigdy bez sensuT.
Szepty - Parapluie
Zamknięty w pawlaczu daleki jestem zimie. Kurz kołysze me skrzydło nietoperza - stygnę. Nie tak dawno w pogoni za tęczą łzy chwytałem garś...
Z zaczytania
-
Coraz spokojniej cię mam, gdy się oddalasz. Już nie rozdrapuję ciemności - po drugiej stronie nieba białe żagle obiecują swobodę od siebie. ...
-
Moja nadzieja czyści skrzydła w czerwieni gasnącego słońca szykuje sobie strój w domu dobry anioł miejsce mości dobrze mieć swój k...
-
Uratuj mnie powtarzasz każdego poranka każąc opowiadać sobie jutro. Przysiadam na brzegu łóżka pozwalając słowom walczyć czekam aż oswoją w ...