czwartek, 17 lipca 2025

15.

zabrałam cię marzeniom
w migotanie ubrałam
drżąca słowem

zabrałeś mnie westchnieniom
w ciszę utuliłeś
jak w dłonie

tacy obco znajomi
słabniemy bez siebie
zwyczajnie boleśni
w nienazwaniu
K.


Czas stygł między nimi
bojąc się poruszyć.
Niemy,
- z tykania odarty,
błogosławi ciszą.

Oni w sobie uwięzieni,
dłońmi szukali pomostów,
ustami odnajdowali drogę,
kiedy nad słowem przejść wypadło.
Czy warto było?
Warto,
warto,
warto...
T.


a każdy z mostów pachniał dymem
drogę odwrotu odcinał
skazani na siebie
siebie zapomnieli
w tej ciszy słowem rannej
nie ma już czasu
w skuleniu ramion
pustka nieobjęta
straszy chłodem
K.

Nie ma odwrotu z drogi
prowadzącej do siebie.
Nie ma takiej pustki,
która mogłaby zaprzeczyć ramionom.
Reszta jest dymem spowijającym jutro.
T.


listopad, 2007

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Grosik za Twoje myśli...

15.

zabrałam cię marzeniom w migotanie ubrałam drżąca słowem zabrałeś mnie westchnieniom w ciszę utuliłeś jak w dłonie tacy obco znajomi słabnie...

Z zaczytania