zabrałam cię marzeniom
w migotanie ubrałam
drżąca słowem
zabrałeś mnie westchnieniom
w ciszę utuliłeś
jak w dłonie
tacy obco znajomi
słabniemy bez siebie
zwyczajnie boleśni
w nienazwaniu
K.
Czas stygł między nimi
bojąc się poruszyć.
Niemy,
- z tykania odarty,
błogosławi ciszą.
Oni w sobie uwięzieni,
dłońmi szukali pomostów,
ustami odnajdowali drogę,
kiedy nad słowem przejść wypadło.
Czy warto było?
Warto,
warto,
warto...
T.
a każdy z mostów pachniał dymem
drogę odwrotu odcinał
skazani na siebie
siebie zapomnieli
w tej ciszy słowem rannej
nie ma już czasu
w skuleniu ramion
pustka nieobjęta
straszy chłodem
K.
Nie ma odwrotu z drogi
prowadzącej do siebie.
Nie ma takiej pustki,
która mogłaby zaprzeczyć ramionom.
Reszta jest dymem spowijającym jutro.
T.
listopad, 2007
w migotanie ubrałam
drżąca słowem
zabrałeś mnie westchnieniom
w ciszę utuliłeś
jak w dłonie
tacy obco znajomi
słabniemy bez siebie
zwyczajnie boleśni
w nienazwaniu
K.
Czas stygł między nimi
bojąc się poruszyć.
Niemy,
- z tykania odarty,
błogosławi ciszą.
Oni w sobie uwięzieni,
dłońmi szukali pomostów,
ustami odnajdowali drogę,
kiedy nad słowem przejść wypadło.
Czy warto było?
Warto,
warto,
warto...
T.
a każdy z mostów pachniał dymem
drogę odwrotu odcinał
skazani na siebie
siebie zapomnieli
w tej ciszy słowem rannej
nie ma już czasu
w skuleniu ramion
pustka nieobjęta
straszy chłodem
K.
Nie ma odwrotu z drogi
prowadzącej do siebie.
Nie ma takiej pustki,
która mogłaby zaprzeczyć ramionom.
Reszta jest dymem spowijającym jutro.
T.
listopad, 2007
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Grosik za Twoje myśli...