Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2010

Niepozbierani

Jesteśmy tacy niedopowiedzeni, wpółprzebudzeni, wpółroznegliżowani. Jesteśmy tacy przestraszeni, gdy dzień pięknieje człowiekiem od wschodu księżyca do zachodu słońca. Jesteśmy tacy niepozbierani wyglądając końca jak koła ratunkowego. T. Jesteś taki słoneczny, że aż boję się swojej bladości. Jesteś taki konieczny, że aż boję się milczeć. K. Bez Twoich oczu świat jest tylko podglądaczem. T. Gdy mi się zdajesz, swobodniej oddycham. K. maj 2010

Lubię, gdy...

Lubię jak iskrzy powietrze w zakochaniu od przyciągania, chociaż rozum stawia opór. Moment, kiedy głowa nie ma nic do powiedzenia, a motyle skrzydła trzepoczą zbyt głośno. I jeszcze, kiedy zdajesz sobie sprawę, że to już nie zakochanie, to coś więcej. T. Lubię, gdy przyciąganie rozkłada dni na uśmiechy i pachnie wielokolorem. Gdy wstajesz i nawet przez myśl ci nie przemknie, że coś się nie uda. A lewa stopa, która pierwsza ląduje na podłodze, jest niczym innym jak krokiem bliżej. K. kwiecień 2008, maj 2010

Jesiennieję

Nie rozumiem pustej skrzynki Ptaka, który na niej przysiada piątkiem Gołębie s.o.s topię w pomidorowej Zwykle nic się nie dzieje Staranne zawracanie głowy maj ma opanowane do perfekcji i tylko ja coraz bledsza jesiennieję. K. Wczoraj zasnąłem za wcześnie - słońce wstawało śmiejąc się z mojego dobranoc . Obudziłem się za późno - głuche kąty drwiły połykając dzień dobry . Jesień zakwita nadzieją na sen wtulony w Twoją poduszkę. T. Patrzę jak lekkie pióro ciebie unosi ponad to, co wczoraj się zdawało a już westchnieniem tylko jesteś dlaczego w nas tak wiosny mało? K. maj 2010

Nauka latania

naucz mnie latać nim pióra wyschną mokre atramentem naucz mnie słuchać nim spadnie kropla wieńcząca między nami K. Zastygłem atramentem na czubkach Twoich palców. Wtulony między linie przyglądam się kreślonym miękko słowom. Dobrze mi gdy z nimi jesteś, gdy wstajesz chciałbym krzyczeć - Jeszcze, lecz jestem tylko atramentem umieram gdy zaglądasz w lustro. T. maj 2010

3.

moje dłonie pachną tobą chowam w nich świat i patrzę jak przez palce uciekają światła mijanych miast w przydrożnych kafejkach czas wpada w szklanki tęskniące za porcelaną na ladzie tańczą wieczorne cienie coraz bliżej nam do siebie a ciągle zdajemy się być deszczowym przystankiem marzeń K. Wśród obcych śladów spotykam wystygłe przezroczyście pocałunki Twoich dłoni. Nie zwykłem się śpieszyć, więc czekam w międzydeszczu, aż po drodze Ci tędy wypadnie. W zawieszeniu, w niepewności, w zwykłym na niezwykłe czekaniu. Nie myśl, że powiem coś więcej, znasz mnie przecież tak dobrze z obfitości słów zastygłych w niepozbieraniu. T. czerwiec 2008

9.

jesteś we mnie sierpniem mi mijasz wrzosów fioletem odlotem ptaków jesteś we mnie czerwienią ust się rodzisz w oczu zamyśleniu jesteś we mnie i słów mi brakuje by nazwać tę wąską przestrzeń między nami jesteśmy głosów echem co ciszą w nas zapadły K. Puk, puk. Kto tam? - Jutro. Skądeś przyszło? - Z wczoraj. Innej drogi nie było? - Nie było. To, co ty za jutro jesteś? - Dzisiejsze. Coś kręcisz. Nie wiem czy cię wpuszczę. - To sobie pójdę. Jak to? I nie będzie ciebie wcale? - Nie będzie. Jak mam cię wpuścić skoro nie wiem, co przynosisz? - Niosę ciebie. To będę jeszcze jutro? - Póki co nie chcesz mnie wpuścić. Wolałbym cieszyć się na jutro, niż się go obawiać. - Nie obawiaj się jutra póki puka. T. W niecierpliwym kołataniu jutra rumienię się przeszłością zdyszany czas drepcze na starej wycieraczce zakłopotanie chwyta go za rękaw do jutra szepcze dziś nietknięte słowem K. sierpień, 2007

8.

Światłem mi byłaś, ufność pokładałem w tobie. Kobietą, męską dłonią Twoje troski w pył rozetrzeć mogłem. Radością, kiedy smutkom "precz" mówiłem na oścież otwierając wiośnie okna. Mogłaś ukołysać niepokoje moje, lecz sama nim się stałaś, więc drżę przez lęki kołysany do snu. Obawa otwiera rankiem moje oczy, by dzień nakarmić troską. Nie wiem sam kim, czym jestem? T. lipiec, 2006 miałeś być mi światłem mrok zaścieliłeś nutami nie z mego nieba zamknąłeś mnie z wyobraźnią dyszącą nieupilnowaniem rąk niespokojnych obiegających me ciało fugą tylko oczy rozpaczliwie wołały nienasycone snami blednąc i coraz mniej w nich było promieni z nadziei K. marzec. 2008

Wiersze na cztery ręce

Przeszedłem miedzy Twoimi słowami szukając wiersza, który pozostawiłaś dla mnie, we mnie. Ukryty w niepostawionym przecinku zerkał ku mnie podejrzliwie. Zdawał się pytać - Czy mnie udźwigniesz? Wyciągam rękę z nadzieją, że uda mi się oswoić nie moje słowa. Wiesz, poza granicą zaciśniętych w wąską szparę linii Twój brulion szczerzy się do mnie ciszą. Gdyby pisanie miało mieć swój kres umarłbym miast rodzić się w pominiętej milczeniem kropce. T. nie szukaj mnie bo tu się nie zaczynam codzienną kawą zapijam dobre słowa słodzone aspartamem a potem trawię je w samotności nie szukaj mnie między wersami - ja między nimi ledwie się zaczynam K. luty 2010

23.

Litania Mam serce z kamienia wyrobione twardymi palcami. Mam serce z kamienia nieczułe na dotyk. Mam serce z kamienia bijące na dnie studni. Możesz je rozpołowić, możesz na pył zmielić, kłamać - to mąka. Lecz czy je wzruszysz? Mam serce z kamienia opowiadające twardą historię. Mam serce z kamienia krwawiące diamentowo. Mam serce z kamienia, nie umiem być z nikim. Nie umiem być z tobą. T. masz serce z kamienia i mur w tobie kwitnie późno majowym niedoczekaniem nim kwiaty zwiędną a słowa znikną nic przecież po nas tu nie zostanie przeminą noce ucichną deszcze pył z dróg opadnie na rozstaje i tylko czasem wiatr wyszepcze czy aby z serca coś zostaje? K. maj 2010

3.

moje dłonie pachną tobą chowam w nich świat i patrzę jak przez palce uciekają światła mijanych miast w przydrożnych kafejkach czas wpada w szklanki tęskniące za porcelaną na ladzie tańczą wieczorne cienie coraz bliżej nam do siebie a ciągle zdajemy się być deszczowym przystankiem marzeń K. Wśród obcych śladów spotykam wystygłe przezroczyście pocałunki Twoich dłoni. Nie zwykłem się śpieszyć, więc czekam w międzydeszczu aż po drodze Ci tędy wypadnie. W zawieszeniu, w niepewności, w zwykłym na niezwykłe czekaniu. Nie myśl, że powiem coś więcej. Znasz mnie tak dobrze z obfitości słów zastygłych w niepozbieraniu. T. już nie wyglądam już nie czekam nagle słowem spływasz i rośniesz nadzieją na więcej w łódeczki dłoni wkładam twe niepozbieranie pod poduszkę wsuwam spokojnie noc oddycha jesteś K. czerwiec 2008

17.

gasły we mnie gwiazdy i wiatr zawodził od grzechu do grzechu ścieliło się milczenie bluźnierczo dotknęłam nas rozgrzeszeniem gdy ucichną kroki na schodach a smutek już zaśnie pomyślę dobrze że echo we mnie mieszka i śmieje się twymi słowami K. Wciąż od nowa piszę list do Ciebie. Mnę kartki zapisane wieczorem, rankiem w nowe słowa siebie upycham. Nic się nie dzieje, tylko wiersze. Po co te wiersze? Dlaczego szukam Cię w każdej sylabie? Jest mnie przez to dwóch. Czy będę kiedyś jeden? Po co te wiersze? Żeby wybrzmiało to, co boli? Spowszedniało wypowiedziane zaklęcie? Jedyne, co mi bez Ciebie wychodzi To znaki zapytania, którymi ludzi dręczę T. luty 2008

22.

Szafarka Zasznuruj mnie mocną dratwą nim po nas nie będzie ni słów ni dreszczy nim zielone statki odpłyną w ciemność kredensu Zasznuruj mnie niekochaniem nim szafarka pamięć w przepastną kieszeń schowa klucz do nas dwoje. K. Zakwitła w oddechu szyba wczorajszym wyznaniem. Poręcz krzesła, strząsając kurz rozpromieniła się blaskiem niedawnej obietnicy. I tylko porcelana rozkapryszona niewiarą podzwania w kredensie zaprzeczając nieśmiałemu - Być może. Być może, zasznuruje mu usta. Być może, strachem ugodzone wytryśnie - Na pewno! T. kwiecień-maj 2010

Krąg (dokończenie)

- Być może - uśmiechnęła się patrząc na Mężczyznę z Kapeluszem. Odwzajemnił jej uśmiech, a ona uciekła spojrzeniem gdzieś w górę, wpatrując się w fasady kamieniczek. I coraz mniej było w niej zdziwienia, nawet wtedy gdy złapał ją za rękę, by nie wpadła pod koła nadjeżdżającego auta i gdy trzymał ją dalej mimo, że niebezpieczeństwo minęło. Ciepły dotyk wydawał jej się taki znajomy-miał w sobie łagodność, a jednocześnie stanowczość. Błądzili pośród zacienionych kamienic, rozświetlonych placów. I było tak zwyczajnie, dobrze. Miarą wspólnego bycia jest nieskrępowane milczenie. A potem przyszły słowa: - Wiesz, że ona mnie zupełnie nie rozumie? Za każdym razem, gdy wyciągam do niej rękę, zachowuje się tak, jakby nie chciała już mieć ze mną nic wspólnego. Gdy zaczęło się psuć między nami, szukałem ratunku w sobie. Najpierw stałem z boku, chciałem dać jej czas, potem chciałem wiedzieć, dlaczego? Im bardziej naciskałem, tym bardziej oddalała się ode mnie... Alicja patrzyła to na horyzont, to na...