Pod łososiem

Fistaszek lubił kameralne kawiarnie z duszą, klimatem, gdzie jesteś między ludźmi, a mimo wszystko sam. Jakież to podobne do czatu nieprawdaż? Ideałem wydawała mu się warszawska „Czytelnia”. Żałował, że tak rzadko tam bywa. Stoliki zagubione między regałami, pełne zadrukowanych stronic w miękkich i twardych obwolutach. Wystarczyło wyciągnąć rękę, by zatopić się w lekturze, albo potraktować książkę jako pretekst do rozpoczęcia rozmowy. „Pod łososiem” nijak nie pasowała do tego wizerunku. Hałaśliwa, pełna krzykliwie rozochoconych myśli i rozmów podsycanych alkoholem. „Burków spuszczonych ze smyczy” i „smyczy” szukających nowego „Burka”. Wyboru jednak nie było, albo wieczór tu, albo samotnie w pokoju. Wybrał to pierwsze i żałował. Naprzeciwko Fistaszka siedział pan Kazio udowadniający, już nieco bełkotliwie, rolę zdrady w spajaniu i cementowaniu związku małżeńskiego. Połów mu się nie udał a i ten, na który teraz chciał wyruszyć, zaraz po tym jak podzieli się swoją mądrością, nie zdawał się wróżyć sukcesu. Fistaszek stracił już nadzieję, że Kazio odczepi się sam, odessa się w sposób samoistny i niewymagający od niego żadnego wysiłku, poza zachowaniem obojętnego milczenia.
- Rozumiesz pan, od czassu do czassu mus pszygruchaś sobie jakąś lale. Zdrofie psychiszne tsza ratowaś – perorował uczenie i mało wyraźnie.
- Ta, mus – zgodził się Fistaszek i w trosce o własne wstał od stolika
- Idziesz pan? – zasmucił się zdziwiony Kazio
- Ależ skądże. Idę poderwać tamtą samotną lalę przy barze – wskazał siedzącą tyłem kobietę.
- Moja szkoła. Pierz pan pycha za rochi. – powiedział mędrzec z dumą w głosie i pijanym wzrokiem obserwował dalsze poczynania swojego ucznia. Fistaszek chciał nie chciał podszedł do baru, wiedział, że Kaziu nie da mu spokoju, na podryw też nie miał ochoty. Zamówi piwo, przy tym tłoku trochę to potrwa, więc powinno wystarczyć…
- Przepraszam – powiedział wciskając się między samotną, a odwróconą do niej tyłem, rozświergotaną blondynkę. Samotna spojrzała na niego. Na jej twarzy pojawił się trudny do zidentyfikowania grymas.
- Przepraszam? Jaka poprawa. Już nawet bez „babsztylu”, tylko samo „przepraszam”. Zielone oczy wierciły w Fistaszku dziurę wielkości spodka od filiżanki. „O święta Zołzo patronko wszystkich prześladowanych”, pomyślał Fistaszek wypuszczając głośno powietrze z płuc...
T.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty