Przejdź do głównej zawartości

Tlenienie zieleni

Pora była podobna, lato i urlop za pasem. Ostre słońce, tak jak teraz, tleniło zieleń, aż po słomiany blond. Wszystko pachniało, albo bardzo intensywnie, albo wcale i było tak jak być powinno. Życie, nie zwracając uwagi na moje przerażenie, nabrało ostrości, kontury kształtu, a mgły rozpierzchły się.
Chociaż siedzieliśmy na szczycie wału przeciwpowodziowego nie widzieliśmy rzeki. Nie widzieliśmy nic. Dookoła pusto i tylko ptaki, nie większe od dłoni, opowiadały historie, których prócz nas nie potrafił zrozumieć nikt: byliśmy w sobie zakochani. Przestraszeni, onieśmieleni, szczęśliwi.
Zrozumiałem, co to słowo znaczy, kiedy jej palce zakradając się pod koszulę dotknęły moich pleców. Już wtedy wiedziałem, że zapamiętam to uczucie do końca życia, że do niego będę porównywał wszystko inne i tylko Ono mnie zadowoli. Cała reszta to proch i pył czający się pod wypaloną słońcem trawą. Nie było między nami jeszcze pocałunku, ale ten dotyk, ta nierozsądna śmiałość przypieczętowała zmiany. Bo tak to już jest, że miłość jest jak dom, do którego szuka się drogi, czasem przez całe życie. A kiedy się znajdzie zmienia wszystko.
Tamten czas minął, lecz nabierające tempa przemiany nie ustały. Świat zmienił się, zmieniła się rzeczywistość i zmieniłem się ja. Ta sama pozostała tylko droga na szczycie wału, skąd rozciąga się widok na całą, znaną okolicę. Droga do domu, gdziekolwiek by nie był...
T.

Czerwcowe pocałunki mają smak jaśminu. I nie w głowie im cisza zmysłów. Latem niełatwe kochanie - najszybciej zabiera tam, gdzie już tylko oczy, usta i ręce.
Zanim cię spotkałam ciężkie powietrze osiadało we mnie czekaniem. A w słonecznych okularach przygaszony świat bał się głośniej odetchnąć. Dziś sponad tysiąca słów zaglądam, ile mnie jeszcze na drogach, którymi nie szłam? Mgła opada i staje się poniedziałkowy lipiec. Do ciebie jadę, choć jeszcze w to nie wierzę. Jestem jak niewierny Tomasz, który palcami szuka pewności. Czy moje kocham jest naprawdę?
Nie budź mnie, proszę.
Czy to normalne, by właśnie teraz bać się?
K.

lipiec 2010

Komentarze

  1. Tomku, to niezwykły tekst.
    Jestem oczarowana.

    OdpowiedzUsuń
  2. I tak się oczarowujemy
    Ty mnie, ja Ciebie.
    Czar namaszcza kropki,
    błogosławi przecinkom,
    między wersy wyciska modlitwę westchnień.
    Demony do ucha szepczą
    - Z mgły jest Ona, z mgły i ty jesteś.
    Palce,
    ostatnia linia obrony,
    tuląc alfabet w opuszkach
    napełniają rytmem arterie
    od no-wa,
    od no-wa,
    od no-wa...

    Coś mi dzisiaj jest.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też zakradłam się kiedyś palcami pod koszulę, by dotknąć pleców. Oj, to niebezpieczne.. Teraz to wiem, trochę za późno, ale cóż zrobić.
    Jaśminowe pocałunki, pierwszy dotyk i przepadamy..
    :*

    OdpowiedzUsuń
  4. pełne garście mam ciebie
    a nawet nie czujesz
    jak wymykasz się zmysłom
    wsunięta pod poduszkę dłoń
    głaszcze wspólne sny
    idziemy księżycowym mostem
    znad przepaści
    w tym samym kierunku patrząc
    jak nam do siebie daleko

    OdpowiedzUsuń
  5. Wyładowanie atmosferyczne, zwane burzą. Zmysłów też.

    Inco.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pamiętam takie lato, kiedy farta do burz miałem wręcz niesamowitego. Siedziałem wtedy pod Wilkasami na letnisku. Najpierw, wieczorem przeszły dwie. Jedna od północy, duga od południa. Jasno było jak w dzień, a one gadały między sobą. Dudniło, grzmiało. Święci nie tylko w kręgle grali, ale kruszyli je rozbijając o chmury. A nad domem moich gospodarzy nic, czysto. Na drugi dzień, wracając z zakupów i po nawałnicowego rekonesansu, powtórka z rozrywki. Z tą różnicą, że przez środek tego Armagedonu przyszło mi jechać. Piorun, w asyście wichru, ściął drzewo jak zapałkę przed moim autem. Niewiele brakowało, żeby mi fizjologia puściła. Nic się nie stało, ale trzydziestokilometrowy objazd musiałem zrobić żeby wrócić do domu. Przez ścianę deszczu, wiatr i gałęzie miotające się po asfalcie, jakby im życia nagle przybyło. Nigdy więcej nie przeżyłem takiej nawałnicy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Lubię Twoje wtrącenia z życia.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"Life for rent"

Wbiegła do ulubionego budynku. Zanim się tam znalazła, pod nogami znajomo zachrzęściła żwirowa ścieżka, z okien niósł się głos Dido. Uśmiechnęła się. Dziś chciała mu opowiedzieć, że za chwilę znowu fontanna będzie szeptać bluesowe rytmy i że ona tam będzie, i że on musi nazbierać dużo drobniaków, bo na Kościuszki wprowadzono parkomaty. Otarła pot z czoła i pokonała ostatnie piętro. Poprawiła niesforną grzywkę i złapała za klamkę, drzwi nie chciały ustąpić. Spróbowała jeszcze raz i znów nic. Zrezygnowana oparła się plecami o drzwi. Po chwili zrozumiała, że tak naprawdę tych drzwi nie ma...Po korytarzu nieistniejącego domu niósł się coraz cichszy głos: I haven't really ever found a place that I call home I never stick around quite long enough to make it I apologise that once again I'm not in love But it's not as if I mind That your heart ain't exactly breaking It's just a thought, only a thought But if my life is for rent and I don't learn to buy Well I deserve no...

( W uśmiech odzianą cię widzę...)

W uśmiech odzianą cię widzę, Z nim niespodziewanie się pojawiasz. Ot, warg lekkie rozchylenie, Grymas, chwilę przeszłą kwitujący. Nic to. Nic to powiadam. Ze zdziwieniem naiwnym w oczach stęsknionych, Sen mój spokojny przerywasz, Wchodząc między zdań równe szeregi. Cóż z tego, żem mozołem pracę okupił? Nic to. Nic to powiadam. Pochlebstwem rozgościsz się, łzą przekupisz bezsenność. Znów zapomniane? Od nowa zaczęte? Czas nieostrożnie nadzieją nakarmisz, przekonasz. A gdy syty nią radośnie rozkwitnie… Nic to. Nic to powiadam. T. 25.05.06 niech pan zaczeka jeszcze tyle między nami kart do zagrania tyle słów przebieranych aż do zgrania niech pan zaczeka spłoszone nie wiem wyrywa się miedzy snami nic istnieje między nami nic to? K.

Wieża

Coraz spokojniej cię mam, gdy się oddalasz. Już nie rozdrapuję ciemności - po drugiej stronie nieba białe żagle obiecują swobodę od siebie. Gdybyś wiedział, że zacieram ślady, zawołałbyś? Mówimy innymi językami. Choć tak ładnie nam w wierszach. K. Patrzę na świat przez szkła - już nie pamiętam jakiego koloru. Nie zaglądam do lustra - nawet kiedy się golę. Zakładam skórzaną kurtkę zanim wejdę między słowa. Kołyszę miliony niepotrzebnych zdań byś pomyślała: Daleko. Cisza zdradziła: czujesz się w niej bezpiecznie. Powiem ci jeszcze, nie ku przestrodze: Nie ufaj sobie, kiedy myślisz o mnie. T. czerwiec 2010